Komentarze: 0
Fabuła obydwu filmów jest bliźniaczo podobna. Rozwódka walczy o prawo do opieki nad swoją sześcioletnią córką. Razem wprowadzają się do starego mieszkania (na ekranie tego w ogóle nie widać - o jego kiepskim stanie możemy jedynie dowiedzieć się z ust dozorcy), w którym już po kilku dniach zaczynają się dziać rzeczy mogące uchodzić za paranormalne. Na suficie pojawia się przeciek, a z kranów zaczyna płynąć tytułowa "czarna woda", wyglądająca na swoisty, wiślany muł. Czego tu się bać - my to mamy na co dzień. Dochodzi nawet do eksplozji paru ubikacji i zalania kilkunastu metrów kwadratowych klepki - jednak to nadal tylko woda. Woda, która nie robi najmniejszego wrażenia.
.
Gdyby podchodzić do "Dark Water", jak do dramatu psychologicznego, to może rzeczywiście dostrzegłoby się coś interesującego. Niestety ja spodziewałem się horroru, w którego straszność wątpiłem już z założenia, ale miałem chociaż nadzieję, że reżyser przynajmniej spróbuje przestawić moje serce z marszu w bieg. Takich dążeń jednak nie dostrzegłem i czasem miałem wrażenie, że obserwowanie głośnika po mojej prawej stronie jest znacznie bardziej frapujące. W końcu ile można patrzeć na kadr ukazujący ładną, co by nie było, twarz Jennifer Connelly, kiedy wykręca się ze strachu? Warto wspomnieć, że owa aktorka była jedyną osobą na sali, która okazywała choćby cień emocji - widzowie zwyczajnie przysypiali.
(źródło:http://www.filmbox.pl/filmy_recenzje,60,4.html)